Kryzys bez kryzysu… Co robić, gdy oksymoron staje się rzeczywistością?
Czy możemy nazwać czas, w którym obecnie funkcjonujemy „kryzysem bez kryzysu’ – jako przedsiębiorstwa świadczące usługi transportowe międzynarodowo?
Chaos, który obecnie jest na rynku, budzi wiele zastrzeżeń odnośnie przyszłości wielu branż.
Niekończąca się wojna, nieuchronnie zbliżająca się data wydania nowych paszportów dla obywateli Ukrainy, wahające się ceny walut, stale rosnące ceny paliw i napędów, masowe zwolnienia pracowników w zachodnich korporacjach – to główne czynniki budujące niepokój na rynku, nie tylko transportowym.
Z moich obserwacji wynika, że rynek transportowy w Polsce się przerzedza – tylko w tym roku, blisko 600 firm transportowych zamknęło swoją działalność. Oczywiście jest to luka do zapełnienia, natomiast czy dokonają tego firmy polskie? Ostatnie lata nie były łaskawe pod względem wszechobecnych, galopujących podwyżek – koszty utrzymania pracowników, energia, paliwo, ubezpieczenia, środki transportu. Ci, którzy nie wliczyli tych kosztów w cenę własnej usługi, już odczuwają tego bolesne skutki, co w perspektywie czasu może prowadzić do zamknięcia działalności.
Właśnie w duchu tego, nie możemy już się godzić na standardowe ceny z dalszej przeszłości, jeśli chcemy pozostać znaczącym graczem na rynku.
Ostatnie dwie dekady były bogate w różnego typu zachwiania gospodarcze i ekonomiczne: niestabilność walut, wojna kontenerowa, uwolnienie wschodniego transportu na drogach europejskich – te wszystkie fakty nie przełożyły się jednak na zmiany stawek. Dopiero fala podwyżek, które dotknęły kraje Europy Środkowej oraz Zachodniej, wyznaczyły nowy, choć minimalny, trend wzrostu cen za usługę transportową. Polscy przewoźnicy nie patrzą jednak w przyszłość z optymizmem, jeśli w cyklu miesięcznym auto nie przejedzie 11-12 tysięcy kilometrów przy współczynniku przychodu liczonym na 1,5€ per kilometr. Firmy, w których działalność wchodzi stacjonarne biuro, magazyn, warsztat, plac, stacja paliw, muszą ponosić o wiele wyższe koszty niż 10. osobowa firma, w której zadowalający przychód jest definiowany zgoła inaczej. Dodatkowo, w samym czasie ekonomicznym, firmy niemieckie zaczynają rozmowy kontraktowe ze swoimi klientami na poziomie 1,8 – 2,2€/km na start.
A jak w tym wszystkim wygląda partnerstwo biznesowe?
Do transportu zawitał trend rodem z handlu abonamentami telekomunikacyjnymi, bądź kuszącymi ofertami telewizji cyfrowej, które to notabene są usługą przestarzałą, bez większych zmian.
Długoterminowa obsługa danego klienta niestety może się wiązać ze stratami, gdyż dużo firm nie decyduje się na renegocjację warunków, skupiając się na utrzymaniu klienta za wszelką cenę, nawet gdy ten przestaje być rentowny.
Nie dziwi zatem fakt, że firmy transportowe, które w większości notują spadek swojej aktywności – co z kolei znajduje przełożenie w słabych wynikach finansowych – chcą ten czas po prostu przeczekać w oparciu o swoich długoletnich klientów, bazując na relacji i poczuciu bezpieczeństwa, choćby pozornego. Jednak czy na dłuższą metę to wystarczy? Korporacje finansowe czy fabrykanci też mają swoje problemy i bolączki, które pochłaniają ich uwagę, przez to górę nad biznesową lojalnością może brać poszukiwanie powiewu świeżej krwi i innowacji w partnerstwie biznesowym. Wszystkie możliwe pomoce oraz akty wyrozumiałości biznesowej zostały wyczerpane podczas pandemii, gdy zaproponowano wyjście z kryzysu energetycznego podczas wojny. Natomiast dzisiejsze realia są takie, że każdy pracuje na swój rachunek – kto przetrwa, ten gra dalej, a wejście na dalszy poziom rozwoju będzie przez chwilę trochę łatwiejsze, gdyż nasi rywale mogą w każdej chwili przestać być konkurencją.
Jak się odnaleźć w tej sytuacji?
Odpowiedź jest prosta – skupić się na prosperowaniu i wspieraniu lokalnych biznesów, troszcząc się o relacje i prawidłowy przepływ pieniędzy. Ten czas jest bardzo ciekawy i – jak zawsze – popłynie z niego ekonomiczna, konkretna wiedza. Ci, którzy będą mieli szansę pozostać na międzynarodowym rynku transportowym, na pewno ją docenią i odpowiednio wykorzystają. Trzymamy kciuki za przewoźników z naszego regionu – tych lojalnych, inwestujących we flotę, w pracowników, wydarzenia dla klientów, walczących głową, a nie ceną, z zachowaniem biznesowej godności i klasy.